image000000Opublikowana przez Wydawnictwo Ruthenus z Krosna książka J. Ewy Leśniewskiej „Jan Gotlieb Bloch (1836 – 1902) i dzieje rodu” jest dziełem imponującym i stanowi najbardziej – jak dotąd – wyczerpującą biografię jednego z największych kapitalistów XIX stulecia, pacyfisty i filantropa, wsławionego w świecie głównie przez 6-tomowe opracowanie „Przyszła wojna pod względem technicznym, ekonomicznym i politycznym”, nazywane „biblią pacyfizmu” – pierwszego Polaka, który został zgłoszony do Pokojowej Nagrody Nobla. Ta nagroda, przyznawana tylko żyjącym, nie mogła trafić do jego rąk, zmarł tuż przed rozstrzygnięciem najbliższej edycji tego konkursu.
Według dość powszechnej opinii obserwuje się dziś w świecie spadek znaczenia książki jako głównego środka przekazu treści intelektualnych i walorów artystycznych. Dzieło Leśniewskiej jest tej opinii zaprzeczeniem. Przygotowane z benedyktyńską starannością, opatrzone wyczerpującymi przypisami, bibliografią uwzględniającą wszystkie możliwe rodzaje źródeł od archiwalnych po rękopisy i prywatne wspomnienia, indeksy osobowy i rzeczowy oraz bogaty materiał ikonograficzny stanowi dowód profesjonalnej rzetelności i starania o możliwie pełne wykorzystanie całokształtu wiedzy o postaci Blocha i o jego rodzinie. A wbrew pozorom nie jest tego wiele. Bloch należy do grona „wielkich zapomnianych”. Zanik w świadomości zbiorowej wiadomości o jego dokonaniach i losach jest dowodem na szczególne zachowanie „chochlików historii”, które jednych wynosi ponad ich rzeczywiste zasługi, innych zaś wpycha w mroki zapomnienia. Do uznania książki za dzieło imponujące przyczyniło się także Wydawnictwo, które zrobiło wszystko, by udowodnić własny kunszt edytorski i dbałość o szatę graficzną, choć jego publikacja do prostych nie należała.
Kiedy w 2005 roku zacząłem zbieranie materiałów do książki o Blochu, która zatytułowałem „Figle historii”, by oddać zjawisko niebywałego pomijania Blocha w historiografii, zdumiał mnie brak wzmianki o nim w wielu krajowych encyklopediach i wątłe zainteresowanie badaczy tą postacią. Poza książką Ryszarda Kołodziejczyka (słusznie nazwaną przez autora „szkicem do portretu”), książką Ewy Leśniewskiej „Właściciele dóbr Łęczna w latach 1800 – 1944”, w której Blochowie są kluczowymi, ale nie jedynymi opisywanymi postaciami, i garstką artykułów, a to o udziale Blocha w budowie linii kolejowych, a to o działalności na rzecz pokoju, nie było w krajowym dorobku historycznym niczego więcej. Ruch intelektualny na rzecz popularyzacji wiedzy o nim, lecz przede wszystkim na rzecz problematyki, która dominowała w jego zainteresowaniach i pracach, zaczął się niebawem za sprawą Towarzystwa im. Jana Blocha założonego przez Aleksandra Bocheńskiego, Petera van den Dungena i Andrzeja Wernera, a potem kierowanej przez Krzysztofa Szwarca Fundacji Jana Blocha. Dziś Bloch jest lepiej znany i uznany przez liczniejsze grono badaczy, a wiedza o jego dziele zapuściła korzenie w społecznej świadomości. To ważne, bo historia nie ogranicza się jedynie do aspektów militarnych i martyrologicznych, jak chciałoby ją widzieć wielu, bardziej propagandystów niż historyków. Prace, jakie się ukazały (jest ich sporo, lecz trudno je wymieniać w krótkiej recenzji z książki) nie obejmowały zupełnie niektórych aspektów działalności Blocha, a informacje o jego rodzinie należały do szczątkowych. Książka Leśniewskiej wypełnia liczne jeszcze puste miejsca w tym zbiorze. Mam na myśli przede wszystkim działalność w sferze cukrownictwa i przemysłu drzewnego. O ile wiedza o „królu kolejowym” i o działalności pacyfistycznej była dość powszechna, o tyle o udziale w rozbudowie obu wymienionych dziedzin przemysłu wiedziano tylko tyle, że był on znaczący. Nie chodzi przy tym o samo poszerzenie bazy informacyjnej., lecz także o zwrócenie uwagi na pewien rys w rozwoju kapitalizmu w XIX wiecznym Królestwie Polskim. Otóż podejmowane próby dość ekspansywnego rozwoju bardziej nowoczesnych dziedzin przemysłu, przede wszystkim przemysłu maszynowego, napotkały na przeszkodę „organiczną” – brak korelacji między nowoczesną techniką i technologią, słabo rozwiniętym rynkiem wewnętrznym, lichymi rozwiązaniami legislacyjnymi i oporem tkwiącym w świadomości społecznej. Zapłacił za to cenę bankructwa bodaj najbardziej „odważny” z biznesmanów Piotr Steinkeller, czy inwestujący w przemysł Bank Polski. Zarówno Bloch, jak jego powinowaty i rywal Leopold Kronenberg nie popełnili tego błędu; ich zaangażowanie w produkcję przemysłową obejmowało przede wszystkim dziedziny związane z gospodarką agrarną, dominującą w wytwarzaniu dochodów Królestwa, a wśród nich cukrownictwo, obróbkę drewna czy gorzelnictwo. A inwestycje kolejowe, na których zrobili majątek stały się możliwe dzięki współdziałaniu kapitału państwowego i prywatnego (to zasadnicza cecha tzw. akumulacji pierwotnej), bo bez gwarancji państwowych nikt nie podjąłby ryzyka na własną rękę, zaś dostęp do kredytu byłby trudniejszy, jeśli nie niemożliwy. Dzięki pracy Leśniewskiej to, co było tylko hipotezą uzyskuje potwierdzenie w faktach i szczegółowych danych oraz licznych wskazówkach bibliograficznych. Podobnymi zaletami obdarzona jest część poświęcona działalności charytatywnej Blocha, zaś szczegółowe wyliczenia ilustrują ogólny pogląd o zaangażowaniu „króla kolei” w działalności na rzecz ubogich i dotkniętych przez los.
Osobny rozdział to dzieje rodziny. Jak dotąd, najwięcej wiedziano o rozpadzie małżeństwa córki, Aleksandry, z Józefem Weyssenhoffem – pisarzem i hazardzistą. Aleksandra zajęła się po separacji opieką nad Przytułkiem św. Franciszka Salezego na warszawskim Solcu i ten fragment jej losów jest dość dobrze znany, choćby z książki „Dom. Dzieje Przytułku św. Franciszka Salezego w Warszawie”. Najbardziej wnikliwi badacze dziejów rodziny nie mieli jednak pojęcia o „rodzinnym” romansie Izabelli z Wodzińskich Blochowej (żony jego syna, Henryka) właśnie z Józefem Weyssenhoffem (a czyta się te partie jak sensacyjny romans). Losy „skażonych autodestrukcją” Kościelskich (znanych z założenia Fundacji ich imienia) są kolejnym przykładem dostarczania czytelnikom zupełnie nowej wiedzy. Podobnie jak kolejnych pokoleń potomków Emilii i Jana Blochów. Autorka posługuje się wielokrotnie wspomnieniami rodzinnymi, do których dotąd nie było dostępu. Ale nie o same fakty, a zwłaszcza o ich sensacyjny posmak chodzi. Blochowie (podobnie jak Kronenbergowie) zrobili fortunę w jednym pokoleniu – tym , które zajęło się finansami, gospodarką, wykorzystywaniem szans rozwojowych. Po śmierci Leopolda spadkobiercy fortuny Kronenbergów zajęli się odcinaniem kuponów od majątku zgromadzonego przez rodziców. Weszli do arystokratycznej sfery (często wykorzystując swój największy atut – pieniądze; co potwierdza mezalians córki Leopolda z Karolem Zamoyskim – dziedzicem nie tyle fortuny, co nazwiska). Podobnie było z Blochami. Jakie czynniki zadecydowały o porzuceniu tych dziedzin, które przyniosły rodzinie sławę i gigantyczne dochody na rzecz dobijania się, by wejść do „wyższej sfery”, zyskać nobilitację? Czy to w sferze mentalności zbiorowej tkwi źródło tych zachowań, które spowodowały niedowład burżuazji i przedłużoną drogę do kapitalizmu? Czy można postawić zatem ryzykowną tezę, że kapitalizmu w Polsce właściwie nie było? Jak pisał niedawno Andrzej Leder w swojej „Prześnionej rewolucji”, czy to dopiero po 1945 roku nastąpiło przewartościowanie w stratyfikacji społecznej polegające na ostatecznym przepadku ziemiaństwa, wraz z przekazaniem dominującej roli w gospodarce, życiu społecznym , kulturze nowym warstwom rekrutującym się ze sfery wytwórczej – robotnikom i chłopom i wyrosłej z tych warstw inteligencji, z pominięciem burżuazji jako klasy dominującej w kapitalizmie. Te pytania wykraczają poza zakres tematyczny zainteresowań Ewy Leśniewskiej, ale jej książka dostarcza aż nadto materiału do tych rozważań. Może to właśnie na drodze analizy losów rodzinnych znajduje się klucz do wyjaśnienia paradoksu polskich dziejów i chęci powrotu do anachronicznego modelu stosunków społecznych, dla którego kapitalizm (słaby, pozbawiony nosicieli) nie stanowił dostatecznej przeciwwagi.
Można odnieść wrażenie, że Autorka wyczerpała cały materiał składający się na tę dziedzinę wiedzy historycznej, którą można nazwać „blochologią”. No nie, tak źle nie jest. Bloch jest niewyczerpywalną skarbnicą tematów. Z rzeczy pominiętych wskazałbym na dwa: pierwszy i najważniejszy z nich to wątek wyznaniowy. Bloch był Żydem, do 15 roku życia wyznawcą judaizmu, potem przyjął wyznanie reformowane. Już wcześniej Ewa Leśniewska udowodniła w jednej ze swoich prac, że dokonał konwersji tylko raz, a nie dwukrotnie, jak twierdzili Witte (minister finansów Rosji) i Ryszard Kołodziejczyk. Ale jego żona, Emilia, była katoliczką, ich dzieci wychowywane były w tej wierze, a sam Bloch nie przywiązywał wagi do liturgii. Rzecz jednak nie w religijnych praktykach. Bloch doświadczył (także na własnej skórze) narastania antysemityzmu w Polsce, zapoczątkowanego pogromem warszawskim w grudniu 1881 roku oraz ukazaniem się antysemickiego czasopisma „Rola”(też 1881), a potem wykorzystania antysemityzmu jako fundamentalnego składnika ideologii narodowej. Wtedy zaangażował się emocjonalnie i czynnie w działalność na rzecz obrony Żydów. Powołał specjalną komisję do badania problemu, łożył na pomoc dla dotkniętych prześladowaniami. Niektórzy badacze byli zdania, że deklarował skłonność do powrotu do judaizmu, o czym Autorka wspomina. Naraził się na zarzuty związane z przygotowywaniem raportu o roli Żydów w gospodarce polskiej na zlecenie władz carskich. Zarzucono mu, że przecenia tę rolę, pomijając zasługi Polaków w rozbudowie przemysłu i handlu. Goryczy anatemy dopełniła powieść Wacława Gąsiorowskiego „Zginęła głupota” (1899), w której postać bohatera – oszusta i malwersanta – została żywcem przeniesiona z upowszechnionego w świadomości zbiorowej wizerunku Blocha. W podjęciu tego wątku nie chodzi tylko o wzbogacenie wiadomości o Blochu, lecz przede wszystkim o pogłębienie wiedzy o genezie i specyficznych rysach polskiego antysemityzmu, który wciąż daje znać o sobie w postawach i zachowaniach społecznych.
A propos powieści Gąsiorowskiego: Bloch jest szczególnym przypadkiem biznesmana, któremu poświęcono aż trzy utwory literackie - dwie powieści i jeden częściowo zbeletryzowany opis publicystyczny. Ich autorami są Józef Ignacy Kraszewski („Roboty i prace”), wymieniony Wacław Gąsiorowski i Bronisława Garncarska – autorka paszkwilu napisanego już po II wojnie światowej, dyskredytującego Blocha jako wyzyskiwacza klasy robotniczej. Leśniewska zrezygnowała z tego wątku, szkoda, bo zainteresowanie beletrystów jego osobą to swego rodzaju ewenement. Być może w utworach literackich z II połowy XIX stulecia znaleźć można zbliżone do luminarzy kapitalizmu postacie, jak w powieści Mariana Gawalewicza „Mechesy” i zapewne kilku innych.
Wciąż badaczy zainteresowanych Blochem i krętą drogą budowy kapitalizmu w Polsce intryguje pytanie: skąd młody Jan Gotlieb wziął swój pierwszy milion? Nikomu jak dotąd nie udało się wyjaśnić tego fenomenu, a odkrycia w rodzaju artykułu amerykańskiego pacyfisty Edwina Meada o wygraniu dziesięciu tysięcy dolarów na loterii państwowej należy między bajki włożyć. Bloch miał zbyt mało czasu, by w ciągu niespełna 6 lat pojechać do Petersburga, tam zacząć pracę w młynie parowym, wejść w hermetyczne i konkurujące ze sobą środowisko przedsiębiorców i uzyskać koncesję na budowę jednego z odcinków kolei warszawsko – petersburskiej (budowa całej tej linii trwała ogółem około 6 lat), zdobyć serce Emilii z Kronenbergów i zgodę jej rodziców na małżeństwo z początkującym biznesmanem, ożenić się w 1962 roku, przebudować dom i urządzić go, odbyć studia zagraniczne w Berlinie, nauczyć się kilku zachodnich języków i wiedzy ekonomicznej pozwalającej na wykorzystanie jej w działalności gospodarczej, ale także naukowej. Przed rokiem ukazała się książka Andrzeja Pieczewskiego „Samodzierżawie a rozwój gospodarczy Królestwa Polskiego w ujęciu Jana Blocha”, w której autor podkreśla wykorzystanie przez Blocha dorobku niemieckiej szkoły historycznej i prac Gustawa von Schmollera. Kiedy znalazł na to czas i możliwości edukacyjne? To jedna z tajemnic Blocha. Próbowałem wyjaśnić ją trochę, sugerując udział Leopolda Kronenberga w planowaniu i promowaniu jego kariery, ale i to nie wyjaśnia sprawy do końca. Prawdopodobnie bez penetracji archiwów rosyjskich nie posunie się dalej tych badań, co chciałbym zasugerować młodym naukowcom, zainteresowanych tym tematem.
Lukę w badaniach nad Blochem stanowią też losy jego rodziców. Początki fortunie Kronenberga dał Samuel, ojciec Leopolda. Selim Bloch zaczynał podobnie - był podwykonawcą kontraktów zleconych przez Ignacego Neumarka – największego dostawcy sukna dla wojska Królestwa Polskiego (żona Selima i matka Jana Bogumiła to Neumarkówna z domu). Zlecenia dawały szansę na rodzinną fortunę, niestety – Selim nie zrealizował ich z powodzeniem. Czy wówczas opuścił warszawski Solec, przenosząc się do Radomia i zajmując farbowaniem tkanin? To sugestia tylko, nie poparta badaniami, ale może warta podjęcia.
Te „białe plamy” nie zmieniają generalnej opinii: dzieło Ewy Leśniewskiej to najpełniejszy, najbardziej wyczerpujący i w pełni profesjonalny opis biografii i dokonań Jana Bogumiła Blocha. Wypada pogratulować Autorce tego dzieła. Książka z pewnością stanie się podstawowym źródłem dla wszystkich, którzy podejmą badania działalności jej bohatera i szerzej – badania nad dziejami kapitalizmu w Polsce, które po latach bujnego rozkwitu w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku przeżywają niezrozumiały zastój. Czego wszyscy egzegeci i entuzjaści dorobku Jana Blocha oczekują z niecierpliwością.

Andrzej Żor