Homo sum, humani nil a me alienum puto (Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce). To hasło zaczerpnięte z Terencjusza i powtarzane przez Cycerona, mogłoby z powodzeniem stać się mottem do obszernej i arcyciekawej książki Włodzimierza Pessela „Antropologia nieczystości” opublikowanego przez Wydawnictwo TRIO przy współpracy i pomocy finansowej Fundacji Jana Blocha.

Przedmiotem książki – jak pisze autor - jest w części pierwszej omówienie kwestii zastosowania szeroko pojętej myśli kulturoznawczej do problematyki kultury sanitarnej, w drugiej prezentacja studium z historii kultury miasta, zaś w trzeciej przedstawienie współczesnych problemów kultury sanitarnej. Pierwsza  to poważne studium teoretyczne. Kogóż tam nie ma z wybitnych badaczy kultury: jest i Levi – Strauss, i Slavoj Żiżek, Roland Barthes, James Frazier i Mary Douglas. Nas jednak interesuje głównie część druga, bo w niej poczesne miejsce zajmuje Jan Gottlieb Bloch. Ktoś bliżej niezaznajomiony z działalnością autora „Przyszłej wojny…” zapytać może ze zdziwieniem: a cóż bankier, budowniczy kolei i pacyfista robi w gronie praktyków zajmujących się gospodarką komunalną i – proszę wybaczyć – udostępnianiem klozetów?  Z pewnością jest to skutek renesansowej osobowości – wszystkie ważne problemy tamtego czasu były przedmiotem jego zainteresowania. Bloch był jednak biznesmanem i na gospodarce odpadami i nieczystościami chciał także robić interes. Wdał się w długi spór z Sokratesem Starynkiewiczem – prezydentem Warszawy, który zasłynął jako entuzjasta wodociągów i kanalizacji, a do współpracy wciągnął Lindley’a. Bloch lansował natomiast koncepcję wywożenia nieczystości za pomocą wozów asenizacyjnych. Pessel nazywa ich spór: beczka czy spłuczka? Starynkiewicz optował oczywiście za spłuczką i – z perspektywy czasu – miał rację. Bloch walczył jednak ze szczególnym zacięciem, argumentował, że w interesie środowiska, zwłaszcza wodnego, leży wywóz nieczystości, a nie pompowanie odchodów do Wisły. Stał się także rzecznikiem uboższych warstw społeczeństwa, bo - twierdził – tylko bogatych stać będzie na water clozets. Ponieważ był fanatykiem statystyki, obudował swoje wywody licznymi dowodami liczbowymi, a wszystkie zamieścił w książce p.t. „Głos w kwestii kanalizacji miasta Warszawy i łączenia nieruchomości z kanałami” wydanej w Warszawie w 1889 roku. Że spór nie był tylko teoretyczną dysputą, lecz miał ważne znaczenie urbanistyczne i społeczne świadczy fakt, że w książce Pessela nazwisko Blocha jest przywoływane wielokrotnie aż na ponad 30 stronach (na ponad setkę poświęconą XIX wiecznej Warszawie) , a poza Starynkiewiczem, który w książce przeważa, na nieco częstszą uwagę autora zasłużył jedynie Felicjan Sławoj Skladkowski, no, ale ten wsławił się słynnymi „sławojkami”, które jeszcze do niedawna dominowały wśród krajowych wychodków.

Momentami temat podjęty przez Pessela, choć arcyważny z punktu widzenia antropologii kulturalnej, skłania do frywolenia, czego sam autor nie unika, co stanowi niewątpliwą zaletę książki. Szczęśliwie, transformacja ustrojowa sprawiła, że wstydliwy temat  wyglądu polskich toalet publicznych (a i wielu domowych) zniknął lub przynajmniej zminimalizował się w świadomości zbiorowej. Cóż, kulturę społeczeństw można mierzyć stanem wychodków i – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – tak jest naprawdę. Autorowi chwała, że temat docenił i przedstawił go wyczerpująco, ciekawie i kompetentnie.

aż